Wywiad z dr Olejniczakiem w Głosie Fizjoterapeuty

Oprócz rodziny nie ma nic piękniejszego niż neurologia

WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ OD NIESZCZĘŚCIA, JAKIM BYŁ URAZ KRĘGOSŁUPA, DZIĘKI KTÓREMU ODNALAZŁEM SWOJĄ ŻYCIOWĄ DROGĘ, A TA PRZERODZIŁA SIĘ W PASJĘ DO POMAGANIA PACJENTOM – ZACZYNA SWOJĄ HISTORIĘ ROMAN OLEJNICZAK, FIZJOTERAPEUTA NEUROLOGICZNY.

Od 12. roku trenował taekwondo – to była jego wielka pasja, brał udział w amatorskich zawodach. Przez lata miewał mniejsze i większe kontuzje, ale zawsze wychodził z nich obronną ręką. Do czasu, gdy doszło do poważnego urazu kręgosłupa – wysunięcia się krążka na dwóch poziomach. Lekarze nie mieli wątpliwości, że nie ma innej drogi niż operacja. Poinformowano go, że zabieg, jak każda operacja na kręgosłupie, niesie ze sobą ryzyko. Miał 19 lat.
– Spotkałem wtedy trenera lekkoatletyki, który powiedział, abym tego nie robił. Zamiast operacji zaproponował ćwiczenia. Brzmiało to dla mnie sensowniej niż operacja.

Trzy lata w gipsie

Przez pierwsze pół roku fizjoterapia Romana była bardzo intensywna. Dopiero po tym czasie, jako tako, wrócił do normalnego życia. Na taekwondo też wrócił, ale po kolejnych sześciu miesiącach i w mniejszym wymiarze niż kiedyś. Raz, że przebyta kontuzja niosła ze sobą ryzyko, a dwa, że w jego życiu pojawiła się nowa pasja.
– Zafascynował mnie proces, który we mnie zaszedł i to, że dzięki niemu udało się uniknąć operacji. Nie wiedziałem dotąd, że fizjoterapia może dawać takie rezultaty. A to przecież nic w porównaniu z niesamowitymi postępami, jakie zobaczyłem po latach, gdy sam zostałem fizjoterapeutą.
Okazuje się, że jednego z takich niezwykłych postępów nie był nawet świadom, choć dotyczył jego samego. Fizjoterapii był bowiem poddawany niemalże od urodzenia. Na świat przyszedł z bardzo dużym niedoborem witaminy D, który doprowadził do tego, że miał zwichnięte oba biodra, niedowład kończyny i brak wykształcenia jąder kostnienia.
– W tamtych czasach wiele dzieci z takimi objawami nie stawało na nogi – tłumaczy.
– Mama jednak trafiła na bardzo dobrego ortopedę, który mnie z tego wyprowadził przy pomocy rehabilitacji i sanatoriów. Jednym z elementów terapii było gipsowanie co dwa tygo- dnie. Teraz to się wydaje szokujące, ale kiedyś stoso- wano taką metodę. Trwało to wszystko trzy lata. Dopiero gdy miałem trzy i pół roku, zacząłem stawiać

Uwięzieni w ciele

Dziś Roman jest już dr. Romanem Olejniczakiem, specjalistą w dziedzinie fizjoterapii neurologicznej z ponad 20-letnim stażem, wykładowcą, właści-cielem Kliniki Neurorehabilitacji we Wrocławiu. Na studiach zainteresowały go możliwości, jakie daje fizjoterapia neurologiczna.

Fot. Arch. prywatne R.Olejniczak

– W 1996 r. poznałem fizjoterapeutę, który jako jeden z niewielu wtedy w Polsce miał skończone specjalizacje z Bobath i PNF. To była wtedy nowość – opowiada.
– Zobaczyłem pacjenta, który rozpoczynał fizjoterapię na wózku, a po paru tygodniach był w stanie chodzić. Wcześniej nikt nie dawał mu szans, że będzie chociażby stał. Oprócz własnej rodziny nie ma nic piękniejszego niż neurologia – podsumowuje, a to ostatnie zdanie padnie w naszej rozmowie kilkukrotnie. Najczęściej jego pacjentami zostają osoby z bardzo dużymi ubytkami neurologicznymi: z porażeniem połowiczym lub czterokończynowym, urazami czaszkowo-mózgowymi. U wielu takich osób dochodzi do problemów z żywieniem, pacjenci nie są w stanie samodzielnie gryźć i połykać, muszą być żywieni pozajelitowo. Niektórzy są w stanie ograniczonej świadomości, bez kontaktu.
– To pacjenci, których już nikt nie chce leczyć, wszyscy się poddają. A często nam się tylko wydaje, że oni są bez kontak- tu, sugerujemy się porażonym aparatem twarzowym. Oni są świadomi, ale uwięzieni we własnym ciele. A my jesteśmy w stanie się z nimi kontaktować przez gałkę oczną.
Chodzi o Metodę CyberOka (ConsciousnessEye – oko świadomości), która została opracowana na Politechnice Gdańskiej. Zadaniem naukowców było stworzenie narzędzia, które można wykorzystywać w diagnozie, rehabilitacji neurologicznej, ale także w codziennej komunikacji z osobami sparaliżowanymi. Gdy na skutek stymulacji dochodzi do uruchomienia mechanizmów naprawczych, możliwe jest również usprawnienie funkcjonowania mózgu.

Gdy inni się poddają

W ciągu pięciu lat Roman wraz zespołem przebadał tak ponad 100 pacjentów z ograniczoną świadomością – 90 proc. z nich podjęło kontakt za pomocą gałek ocznych. Roman:
– Kamera świeci w oczy pacjenta. Obraz zostaje odbity na monitorze i w ten sposób pacjent ruchem gałki ocznej komunikuje się z nami. Początki bywają ciężkie, niektórzy mają trudności z nawiązaniem swobodnej komunikacji, ale – to przecież rehabilitacja – z czasem robią postępy. Najpierw pacjent może być w stanie tylko wskazywać obrazki, ale z czasem zaczyna „pisać” na wirtualnej klawiaturze. W cięższych przypadkach najpierw wgrywamy pacjentowi zdjęcia rodziny, aby rozróżniał najbliższych, a później stopniowo przechodzimy do bardziej skomplikowanych zadań.
To nowa droga w fizjoterapii neurologicznej nie tylko w Polsce. Cztery lata temu jego zespół poleciał do Londynu, aby skonsultować pacjenta leżącego w tamtejszym szpitalu. Stwierdzono uszkodzenie mózgu i ośrodka wzroku, niebawem miał zostać odłączony od aparatury podtrzymującej życie.
– W drugiej godzinie wizyty pacjent przemówił przez cyberoko. Po roku udało się nam sprowadzić go do Polski. W tej chwili komunikuje się za pomocą oka lub kciuka, rozwiązuje zadania matematyczne i obstawia mecze ligi angielskiej.

Potrzeba gryzienia i żucia

Jeden z pacjentów Romana po dwóch latach niemówienia jako pierwszy komunikat zaznaczył „mamo, kocham Cię” – to była dla wszystkich bardzo wzruszająca chwila. – Dziś ten młody człowiek po przebudzeniu włącza sobie okiem ulubioną muzykę, ogląda filmy, czyta ebooki. Udało się przywrócić mu zdolność gryzienia i żucia. Kiedyś powiedział, że chciałby iść do kina. Jego tata od razu zgadł, że zapewne na nowe „Gwiezdne wojny” – pacjent przytaknął. I poszliśmy do kina w sześć osób, bo tyle nas było potrzeba do przetransportowania całego sprzętu i zadbania o podopiecznego poza domem. Było z tym dużo logistyki, ale chłopak był szczęśliwy.

Fot. Arch. prywatne R.Olejniczak

Poznając pacjenta, fizjoterapeuta nigdy nie wie, jak długo będzie wymagał terapii i co się uda dzięki niej osiągnąć. Ponieważ do Romana trafiają osoby w bardzo ciężkim stanie, z niektórymi pracuje kilka, a na- wet kilkanaście lat. Z jednym z nich, który osiem lat wcześniej przeszedł poważny uraz czaszkowo-mózgowy, rok temu przebiegł półmaraton. Ale zmiany nieczęsto mogą być aż tak spektakularne. Chociaż dla pacjentów oraz ich najbliższych już samo przywrócenie częściowej funkcji mowy czy gryzienia i żucia jest niesamowitą ulgą.

Daj coś z siebie

Roman podkreśla, że bez swoich współpracowników nie byłby w stanie tyle osiągnąć. Udało mu się zgromadzić wokół siebie ludzi z podobnym nastawieniem do życia. Wszyscy są wolontariuszami, pomagają osobom z niepełnosprawnościami w rehabilitacji, urządzeniu mieszkania. Do potrzebujących potrafią pojechać z Wrocławia do Rzeszowa.
– Komercja komercją, wiadomo, że żyć z czegoś trzeba, zapłacić rachunki, wszyscy mamy dużo pracy. Jednak chyba nie umielibyśmy inaczej. Wraz z pacjentami, którzy myślą podobnie jak my, założyliśmy fundację „Daj coś od siebie”, bo nasze skromne środki nie wystarczają, potrzebujących jest wielu. Mamy nadzieję, że dzięki fundacji uda nam się pomóc kolejnym osobom.

Lekarz z igłami

Po 20 latach Roman odnalazł swojego dawnego nauczyciela taekwondo, z którym dziś trenują jego synowie, a córka ma w przedszkolu karate. Sam wciąż interesuje się Dalekim Wschodem. Z tego zainteresowania narodził się pomysł ściągnięcia do zespołu specjalisty od akupunktury. Zatrudniona osoba musiała mieć skończone studia medyczne, medycyny zachodniej – Roman nie oddałby pacjenta neurologicznego komuś bez tego wykształcenia. Po drugie musiała pochodzić z Azji, bo Europejczycy nie znają się tak dobrze na akupunkturze. I po trzecie musiała mieć skończoną prawdziwą 6-letnią szkołę akupunktury. Tak do zespołu dołączyła pochodząca z Mongolii lekarka, która od lat mieszka w Polsce.
– Sam na sobie doświadczyłem skuteczności aku- punktury. Wiem, że wciąż wielu medyków nie wierzy w jej skuteczność. Wraz z panią doktor prowadzimy badania dotyczące wpływu akupunktury na poprawę zdrowia pacjentów po wstrząsie mózgu.

Do Francji!

Taekwondo zamienił na rower, ale – jak mówi – kilometry spadają odpowiednio do liczby dzieci i wieku. Już nie może sobie pozwolić na codzienne dojazdy do pracy 30 km w jedną stronę. Wolnych chwil nie ma więc za dużo. Gdy już się trafią, zajmuje się odrestaurowywaniem swojego 30-letnie-go Peugota 205 (od zawsze jeździ tylko francuskimi samochodami i rowerami). Kupił go 8 lat temu we Francji w nie najlepszym stanie, ale teraz – ze sprowadzonymi oryginalnymi częściami – może się dumnie prezentować na zjazdach miłośników zabytkowych aut. I – jak zaręcza Roman – nawet dziś można nim dojechać do Francji na żabie udka. O to, czy dałoby radę jeszcze nim wrócić – nie dopytuję.

Fot. Arch. prywatne R.Olejniczak

Agnieszka Gierczak-Cywińska